
Autorzy piszą o procesie tworzenia diety, przeprowadzonych badaniach. Wyjaśniają dlaczego w dniu diety najlepiej zjeść 500 kcal - nie mniej, ani nie więcej. Piszą o tym, że (mimo wielu przeciwnych opinii) warto ważyć się codziennie, rzuć gumę, uprawiać aktywność fizyczną, pić herbatę i kawę. Oprócz tego wytłumaczone jest dlaczego mimo "dnia diety", kiedy rygorystycznie obcinane są kalorie, następnego dnia nie rzucamy się na jedzenie niczym dzika zwierzyna. W książce podane są przepisy kulinarne adekwatne do danego sposobu odżywiania, oraz "Program skutecznej kontynuacji ...", który wprowadza się po zakończeniu diety 50:50.
Jestem pewna, że dieta wzbudzi masę kontrowersji. Ja specjalnie ją wypróbowałam, żeby nie być gołosłowną. Nie miałam na celu schudnięcia, ale sprawdzenie jak będę się czuła w czasie jej stosowania. Trwało to jedynie 2 tygodnie. Czy było warto? Tak. Poczułam się "lżej", a przede wszystkim przypomniałam sobie co to głód. Brzmi banalnie, ale naprawdę wielu z nas nie pamięta jakie to uczucie. Często jemy z łakomstwa, albo dlatego bo "jest na to pora", a nie dlatego, bo nasz organizm o to woła. Ponadto miałam wrażenie, że "skurczył" mi się żołądek, nie miałam chęci na podjadanie i słodycze.
Osobiście poleciłabym tę książkę osobom, które cierpią na otyłość. Mam wrażenie, że nie jest to restrykcyjna dieta trudna do wprowadzenia w życie. Dla mnie jest to swego rodzaju droga do odnalezienia "złotego środka" w naszym sposobie odżywiania. Warto spróbować. Jedni będą woleli racjonalne 1500-2000 kcal, ale innym to właśnie 50:50 podpasuje bardziej.
Jestem pewna, że dieta wzbudzi masę kontrowersji. Ja specjalnie ją wypróbowałam, żeby nie być gołosłowną. Nie miałam na celu schudnięcia, ale sprawdzenie jak będę się czuła w czasie jej stosowania. Trwało to jedynie 2 tygodnie. Czy było warto? Tak. Poczułam się "lżej", a przede wszystkim przypomniałam sobie co to głód. Brzmi banalnie, ale naprawdę wielu z nas nie pamięta jakie to uczucie. Często jemy z łakomstwa, albo dlatego bo "jest na to pora", a nie dlatego, bo nasz organizm o to woła. Ponadto miałam wrażenie, że "skurczył" mi się żołądek, nie miałam chęci na podjadanie i słodycze.
Osobiście poleciłabym tę książkę osobom, które cierpią na otyłość. Mam wrażenie, że nie jest to restrykcyjna dieta trudna do wprowadzenia w życie. Dla mnie jest to swego rodzaju droga do odnalezienia "złotego środka" w naszym sposobie odżywiania. Warto spróbować. Jedni będą woleli racjonalne 1500-2000 kcal, ale innym to właśnie 50:50 podpasuje bardziej.
Premiera książki ma miejsce w dniu dzisiejszym dzięki wydawnictwu Vivante.
500kcal?? nie trochę przy mało?
OdpowiedzUsuńTak, w dniu "postu". Dlaczego akurat tyle jest wyjaśnione w książce.
OdpowiedzUsuńooo znowu ta książka :)
OdpowiedzUsuńJa osobom cierpiącym na otyłość poleciłabym raczej racjonalną dietę i przede wszystkim wyrzucenie mocno przetworzonej żywności ze swojego jadłospisu.
OdpowiedzUsuńNiestety, tak jak już gdzieś pisałam, dostarczanie na przemian bardzo małych ilości pożywienia i jedzenie bez limitu to niestety prosta droga do bulimii :(
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń