Pomimo tego, że kilka lat temu cholernie bałam się tych wrednych, śmierdzących i niewdzięcznych zwierząt to pod koniec wakacji wyprowadziłam się z domu rodzinnego i jednocześnie adoptowałam mojego pierwszego dachowca. Decyzja o przygarnięciu kota była dość spontaniczna i niespodziewana, ale jej nie żałuję ( kilku psikusów przed którymi byłam ostrzegana wybaczam! ). Dostałam Gioie ( czyt. Dżoja) od kolegi, który znalazł najsłabsze ogniwo miotu w opłakanym stanie w wiejskiej stodole. Jak patrzę na tego zwierza, to nie wierzę, że przygarniając ją kilka miesięcy temu non stop ropiały jej oczka, a futerko było rzadsze niż u młodego kurczaka. Teraz to istna torpeda!